Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.
—   104   —

Gdy trafem rozmowa potrąciła o osoby lub wypadki, będące w związku z owym niedoszłym projektem, patrzał w okno i udawał obojętnego.
Pan Paweł na wiosnę poszedłszy oglądać swe rowy, które lubił, porównywać do kanału Ogińskiego, myśląc o rzeczach przeróżnych, przypomniał sobie pannę Adelę, swe ocalenie z pod „złotego jarzma“ małżeńskiego, i dziwnym idei zwrotem, choć się cieszył z tego, co się stało, począł trutynować jak ta panna mogła jemu, dziedzicowi Kozłowicz, pięknego imienia i prezencyi co się zowie, odmówić dla jednego książęcego, choćby i jeneralnego plenipotenta.
Było to nieco uwłaczającém dla niego.
Ztąd assumpt wziął do filozoficznych poglądów na tę całą słabą płeć niewieścią, na niestałość jéj, na naturę kameleońską, a miłującą się w zdradzie.
Przypomniała mu się piérwsza miłość, Melanka, która się doń tak uśmiechała z za drzwi, gdy pani matka nie patrzała, która go ściskała za rękę, dała mu się pocałować i — wkrótce potém za mąż poszła.
Ztąd poszły refleksye nad opatrznością Bożą, któréj opieka zawsze w złych terminach ratowała pana Pawła u brzegu przepaści, — ocaliła go od niestałéj Melanki, od płochéj panny Adeli, dała mu wykopać tyle tysięcy sążni kubicznych rowów w Kozłowiczach i t. d. i t. d.