Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.
—   123   —

Nie trzeba jednak sądzić, ażeby o powadze, jaką zawsze zwykł był utrzymywać, zapomniał. Ta go nie opuściła. Śmiech nieustanny zacierającego ciągle ogromne ręce pana Fortunata, wesołe wejrzenie pięknéj pani, do téj powagi zmusiło przymięszać szczyptę humoru. Oczy téż nie próżnowały, zapomniał p. Paweł o niebezpieczeństwie wejrzeń i z uwagą się wpatrywał to w skromną, milczącą pannę Filipinę, to w wesołą, śmiałą i wielce powabną wdówkę.
Mówił sobie w duchu — kobieta ut sic! A znaczyło to w jego ustach wiele! Ut sic zawierało w sobie nietylko powab niewieści, ale niewiasty charakter i dostojność. Jakoż w rozmowie swéj pani Zabielska okazywała się tak zdrowo jako i wszystko pojmującą, tak rozumną a edukowaną wysoce, iż po godzinnéj zabawie z nią — ut sic, zmienił pan Paweł na... co się zowie!!
Zachwyciła go. Kobiet w życiu mało widywał pan Paweł, a w tym rodzaju nic mu się spotkać nie trafiło, mowa i wdzięki były niewieście, rozum męzki, śmiałość osobliwa a nierażąca. Patrzał, słuchał, podziwiał. Co więcéj, pod wpływem jéj, sam poczuł się innym, pootwierały mu się w głowie jakieś komórki, o których istnieniu nie wiedział, język się rozwiązał, śmiech zawitał na usta. Wydał się może zanadto ze swą dobrodusznością, charakterem, ze swemi myślami, których nie zwykł był powierzać nikomu, ale kobieta owa czyniła na nim