Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.
—   124   —

osobliwe wrażenie, zmieniła go na wskróś. Przypomniał sobie ze szkół i mythologii Circe, z tą różnicą, że tamta przeistaczała w bydlęta, a ta czarodziejka, pana Pawła niemal w światowego człeka metamorfozowała.
Mówiąc nie wiedzieć o czém, jakby o niczém, bo potém sobie przypomnieć nie umiał o czém była mowa, ani się spostrzegł, gdy dosiedział do wieczora. Wypili kawę, przyszła i owa troszynę wąsata panna Bernarda, która ośmieliwszy się téż paplała do rzeczy i śmiało, mówiła półsłówkami i panna Flipina, żartował i śmiał się Fortunat i tak, Panie Boże odpuść, przebaraszkowali do zmroku.
Spostrzegł się p. Paweł, że na pierwszą wizytę za długo siedział, porwał się więc do odjazdu, a tu dopiero pani Zabielska, żegnającego się za rękę pochwyciła.
— Cieszę się — rzekła — żeśmy zrobili znajomość z szanownym sąsiadem, ale na tém nie dosyć! Musisz mi acan dobrodziéj w imię przyjaźni dla nieboszczyka poradzić w interesach. Kochany brat mój do tego się nie zdał, ja niewiele rozumiem, a tu i ciężary są i kłopot, co daléj! Sama nie wiem czy tu zamieszkać, czy puścić, czy sprzedać, wszystko to musimy powoli roztrząsnąć... rozmówić się, rozważyć. Spodziewam się, że światłéj swéj rady mi nie odmówisz.
Pan Paweł tak już był wdziękiem téj niewiasty