Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.
—   128   —

do regularnego odżywiania, czuł wymowne protestacye przeciwko myśli tak zuchwałéj. Przypomniał sobie, że ile razy spać szedł bez wieczerzy nietylko mu się cygani śnili, ale sen nie brał aż do rana. Zawstydził się sam przed sobą małoduszności.
— Ale cóż bo znowu za dzieciństwo — rzekł w duchu — obawiać się sługi? Przecież u Kaspra w niewoli nie jestem!!
Szli ku dworowi w milczeniu, Kasper już niewytrzymawszy, zapytał w drodze:
— A cóż? proszę pana? a co w Harasymówce? Bardzo znać ugaszczali, bo jegomość długo się zasiedział.
— No, nie było tam tak dalece nic szczególnego — rzekł Mondygierd niby obojętnie. — Baby, zwyczajnie baby, kłopoczą się interesami, kraju nie znają, nie wiedzą co z Harasymówką robić.
Tu p. Paweł, dla uczynienia silnéj dywersyi, łgnął.
— Gdybym tak pieniądze miał, słowo daję, kupiłbym, bo to szkoda puścić w złe ręce.
Kasper dał się w istocie obałamucić i zawiedziony w nadziei trochę, wprost poszedł do kuchni po kotlety na zieleninie i naleśniki. Mleka tego dnia nie było, tak wypadało z prawa przemiany i szyku raz na zawsze przepisanego.
Przy świecach Kasper miał dopiero możność wyegzaminowania twarzy pana. Wyraz jéj był za-