Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.
—   132   —

téj żywéj sympatyi, na jaką rowy zasługiwały. Co do sążni kubicznych, zdradził nawet nieświadomość grubą, i z téj strony nie podobał się p. Pawłowi.
Zatarło się to jednak żywą rozmową późniejszą, w któréj tak był zabawnym, miłym i przyjacielskim, tak p. Pawła rozerwał i rozśmieszył, iż odprowadzając go do obijanika, w najlepszym już był humorze. Przypomniał mu p. Fortunat niedzielę i obiad, żeby się nań nie spóźnił.
Z konwersacyi dowiedział się Mondygierd wielu ciekawych rzeczy o pani Zabielskiéj, jéj humorze, dobroci, rozumie, przymiotach, interesach i o nadziei, jaką pokładała w p. Pawle, iż jéj w pomoc przyjdzie światłą radą swoją.
— Ja do interesów się nie zdałem — wyznawał p. Fortunat — mieszczuch jestem, bawić się lubię; muzyką się rozrywam i głowy łamać nad zawiłemi sprawami, nie moja rzecz!!!
Z wizyty p. Fortunata, chociaż przy wieczerzy wywiązało się małe popstrzykanie pana ze sługą, p. Paweł je prędko jakoś załatał, nie chcąc Kaspra narażać sobie, potrzebował jego pobłażliwości.
W sobotę, jak to czasem bywa, kiedy się szkuta z gośćmi rozbije, nadjechał po obiedzie Sawicz.
Ten już wiedział, że Mondygierd był w Harasymówce i umyślnie zjechał, ciekawy powziąć języka, czy myśli Zabielska tu mieszkać, jaka to kobieta, co się tam u niéj święci, co p. Paweł myśli i t. d.