Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.
—   136   —

Po téj przemowie rozumu, nie będąc pewien jéj skutku, zmięszany swą słabością, pan Paweł udał się po wypróbowaną opiekę do modlitwy i zmówił ulubioną koronkę do Przemienienia Pańskiego.
To go uspokoiło, jak ręką odjął. Powiedział sobie, że niepotrzebnie tchórzy i że głupstwa nie zrobi.
Zamilczym już o innych różnych środkach, jakie obmyślał pan Paweł, ażeby w razie emocyi powstrzymać się i nie dopuścić do żadnych kroków, fałszywemu tłómaczeniu podlegać mogących.
Było około pierwszéj z południa, gdy p. Paweł wysiadając z obijanika, znalazł u brzegu wyczekującego nań i drepczącego ze śpiewka na ustach, wesołego p. Fortunata. Pobrawszy się pod ręce, kroczyli ku dworowi, w którego ganku widać było całe żeńskie towarzystwo w toaletach niedzielnych. Zdala już dostrzegł Mondygierd ubranie wdowy, która jakby czychając na spokój jego, ustroiła się z zalotnością przechodzącą wymagania niedzielne i zwyczaje wiejskie.
Miała na sobie suknię papuzią wiśniową, jedwabną z różowemi fontaziami i czarnemi koronkami, w któréj jéj było — jak bogini (mówił pan Paweł), trzewiczki haftowane jedwabiami na korkach, włosy ślicznie w górę podpięte i ufryzowane, a z rękawów i koronek ręce wyzierały do berła stworzone (zawsze pan Paweł). Na szyję wdziała kolorowy naszyjnik i z tegoż wyrobione spięcie