Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/155

Ta strona została uwierzytelniona.
—   147   —

i garbus zrobił coś tak smakowitego, że para szklanek poszła niepostrzeżona.
Obok tego, że na ścianie wisiała gitara, a był na niéj wirtuozem, siadłszy na łóżku pan Fortunat, jak zaczął różne piosenki wyśmienite wyśpiewywać, co się pan Paweł naśmiał, nie pamiętał kiedy tak był wesołym.
Posłano mu na sofie, ale téż wygodnie, że gdy po ponczu legł i zasnął, obiecując sobie wstać przed świtem, czy skutkiem ingredyencyi ponczowych, czy zamknięcia hermetycznego okiennicy, gdy się przebudził i postrzegł pana Fortunata na nogach — była już godzina (nie do wiary) dziesiąta.
Desperacya i wstyd zarazem porwał, co najprędzéj więc, nie żegnając już gospodyni, tyłami po za dworem, pobiegł po błocie i kałużach do obijanika. Tu się ledwie chłopca dowołał. Deszcz jeszcze mżył, ale drobny. Fraszka on, ale z Kasprem przeprawa! nocowanie w cudzym domu! Gdzie? u pani Zabielskiéj!! Trzeba się było w męztwo uzbroić.
Gdy po długiém klapotaniu się w wodzie, stanął obijanik u portu, nikogo tu nie zastał.
W deszczyk więc we fraku, bo kilimka zmokłego do okrycia się użyć nie było podobna, w butach na jednéj podeszwie karbowanych, zabłocony, zły, zmokły, wpadł do dworu.
W téjże chwili Kasper wychodził z kredensu, jak sędzia straszny i nachmurzony.