Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.
—   150   —

się to złożyło, zastał tylko Fortunata i wdowę, panny z całym fraucymerem i dziewkami z folwarku puściły się dnia tego na grzyby. Fortunat zaś absentował się co chwila, jak się zdaje czatując na młodszą Bałanowiczównę, wcale przystojną panienkę, do któréj się po warszawsku zalecał. Stary Bałanowicz, lis wielki, zamykał na to oczy w nadziei, iż przez Basię wyrobi sobie utrzymanie się na zachwianym nieco urzędzie.
Dosyć, że Paweł z wdową był prawie sam na sam, całe poobiedzie. Mówiono pryncypalnie o interesach, ale dyskursywe i różne inne materye się potrącały.
Więc, gdy przyszło do utrzymania się i gospodarowania w Harasymówce, p. Paweł się z tém odezwał, że — acani dobrodziejka w swych latach i wdziękach długo wdową pozostać nie możesz, bo się do zbytku pretendentów nadarzy.
Wdowa się poczęła śmiać, położyła mu rękę na dłoni i rzekła:
— Jużcić mi się szałaputów trafiało co niemiara, to prawda, ale ja świszczypałków nie lubię. O! ja jestem bardzo trudna, wierzaj mi acan dobrodziéj. Pretenduję, gdybym za mąż iść miała, człowieka z sercem i charakterem. To pryncypalne. To się niełatwo trafia, nie mówmy o tém.
A kończąc spojrzała na pana Pawła tak przyjemnie, że mu się zrobiło błogo, zadumał się i popatrzywszy na jéjmość, umilkł...