Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.
—   155   —

Tu nam wypada coś powiedzieć o panu Piotrze Symonowiczu, dziedzicu części wioski w Zagrzęziu. Był to młodzieniec lat trzydziestu kilku, który trochę, po ojcu chcąc iść, palestry próbował, ale szczególniéj praktykował przy kieliszkach i na polowaniach. Wesół był, wyglądał junacko, nosił się kuso, tańcował sławnie, handlował końmi i hulał. Nic mu oprócz tych kawalerskich defektów zarzucić nie było można. Lubiono go, ale gdy się starał o starszą podsędkównę, ojciec mu odpowiedział:
Dałbym ci ją, aleś się jeszcze nie wyszumiał, a ona czekać nie może. Jeżeli się ustatkujesz, a młodsza tymczasem dorośnie, to ją weźmiesz. Teraz, kochanie, nie ma sposobu.
Pocałował go w głowę, on go w rękę, i tak się wesoło rozeszli.
Fortuna Symonowicza pół wsi w Zagrzęziu była bardzo szczupła, podpierać ją miał ów kapitalik na czarną godzinę zostawiony. Uśmiechało się Symonowiczowi razem przyjść do Harasymówki za kapitał, a w procencie dostać żonę, jak on sam mówił po junacku. — Choć się w pyski bij przed nią!
W Pińsku, z racyi owéj sumy poznał się z panią Zabielską, zaraz mu ta myśl przyszła do głowy i chwycił się pana Fortunata, żeby go sobie zjednać. Swój swego poznał; jednego wieczora zrobił p. Fortunat ponczyku, drugiego Symonowicz zaprosił na wino. Spili się doskonale, a że przyjaźń po pijanemu wiąże się łatwo, pokumali się serdecznie.