Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.
—   158   —

Ruszał ramionami Kasper, jakby nad obłąkaniem jakiém ubolewał; wyniósł kawę. Tymczasem Paweł chodził wielkiemi krokami po pokoju. Czekał na powrót jego. W pół godziny zjawił się, ocierając usta po śniadaniu, w humorze jakimś wesołym, srydezskim, niemal obrażającym.
— Rewizya jeneralna garderoby! — zawołał Paweł rozkazująco.
Szli milczący do sypialni, Kasper otworzył szafę. Na dole jéj stało obuwie, którego wyłączyć nie godziło się, na przekór więc rozpoczął od wystawienia na światło dzienne całego szeregu butów. Upiory z grobu wstały! Były tam buty ze sztylpami niegdy żółtemi, które się stały plamiste, buty myśliwskie do pasa niemal, trzewiki ze sprzążkami, buty ze spiczastemi nosami karbowane, juchty gospodarskie, kozłowe ranne i wytarte szlafrokowe, pąsowe, haftowane, w prezencie niegdy ofiarowane Mondygierdowi. Rozmaity ich kaliber, fizyognomie, ślady używalności, na niektórych pęknięcia, łaty były żywą historyą lat długich... Niektórych cholewy jak znużone schylały omszone pleśnią głowy, zdając się usypiać po pracy, na innych mnogie złamania i marszczki stały jak znamiona starości, trzewiki prawie nieużywane bolały pod poniewierką, w jaką poszły pogardzone. Kasper posłyszawszy o rewizyi jeneralnéj, dobył wszystko, aż do starych pantofli, które miały téż przywiązaną