Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.
—   9   —

niém co jest... znak jaki, coś! A niech Maryna mu mleka da...
Namyślił się jeszcze nieco i jak stał, wprost na wieś ruszył.
Tu, że wieczór już był i ludzie z pola powracali, wszystko co żyło skupiało się pod karczmą, gdzie leżał trup zmarłéj kobiety. Gwar, ścisk, wrzawa była ogromna. Im rzadsze tu bywały wypadki nadzwyczajne, tém większe czyniły wrażenie. Starzy wlekli się o kiju, dzieci z całéj wsi kupami cisnęły się widząc starszych tak zajętych czémś i zaniepokojonych.
Na widok pana ucichło zaraz, głowy się poodkrywały, wieśniacy się rozsypywać zaczęli i pan Mondygierd milcząc wszedł do koła, wśród którego pod ścianą karczmy leżała umarła kobieta. Tuż przy niéj kij i torba prawie próżna rzucone były.
Twarz zmarłéj wymizerowana, blada, z oczyma zapadłemi, nie była stara jeszcze, choć wiek jéj trudno było odgadnąć; nędzna odzież oszarpana i brudna dowodziła ubóstwa wielkiego, Była to kobieta wiejska, choć niektóre części ubrania zszarzanego, mogły złużbę we dworze oznaczać. Nikt nie śmiał zwłok dotykać nawet, ani około nich szukać czegoś, coby mogło świadczyć kto była.
Karczmarz opowiadał, że nie zachodziła nawet do izby i położyła się, przywlekłszy, pod ścianę. Chciał ją ztąd odpędzić, ale nie zdawała się go ani słyszeć, ani rozumieć, tak, że w końcu nahałaso-