Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/171

Ta strona została uwierzytelniona.
—   163   —

Wyszła na okaz pierwsza owa taratatka, żyd oglądał w milczeniu.
— Hm! — rzekł p. Pawał — jeszcze nie zła, zbiegła się trochę!
Icek głową kiwał, niewiele czyniąc nadziei.
— Co mówisz? ja powiem ci, życzyłbym sobie mieć piękną taratatkę. Może dobrawszy cośkolwiek sukna? hm? Kazawszy szmuklerzowi odświeżyć potrzeby? hm? Jak ci się zdaje.
Ickowi się nie zdawało, głową kręcił.
— Nic z tego taratków nie będzie, nie — rzekł w końcu.
— A gdyby z czarnego surduta — zdejmując go z kołka — zrobić nową taratatkę? co mówisz?
Icek oglądał surdut, klapy były sosami poszpecone, wskazał na nie.
Toby się przecie potrzebami zakryło — westchnął Mondygierd.
— To jest kiepski kalkulacyi — odezwał się Icek. — Takiemu panu, jak jaśnie pan, to nie przystoi. Z surduta, jak ja jego wezmę po swojemu, jak ja jemu dam podszewkę, jak ja jemu wpakuję kołnierz, nowe guziki, jak wyprasuję, jak wychucham, to będzie nowiuteńki, piękny, na niedzielę i święta, a taratatków, mam życzyć jasnego pana? zrobiemy nowego. Pan zna pana Piotra Symonowicza? Coby pan jego nie znał? Ja jemu uszył takiego taratatki, świat i korona polskie nie wi-