Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.
—   177   —

— Ja się tam w pańskie sprawy nie wdaję — odezwał się zdejmując wazkę — ale od czasu, jak te baby tu najechały, nie ma u nas ani ładu, ani spokoju...
— Daj no pokój!
— A nie prawda? — spytał Kasper — kłamię? Powie pan, że imaginacya? Ja jegomości znam od małego dziecka, panu się z kobietami nie zadawać, bo z przeproszeniem, pan ma defekt, że one z nim robią co chcą.
— A już ty mi będziesz nauki dawał! co?
— Żadne nauki! Co za nauki? panu to nie pomoże, a że my przez te baby przepadniemy, to już widzę jak na dłoni.
I wyszedł.
Mondygierd sam widział, że groziło niebezpieczeństwo, rozdarta podszewka była jakby ostrzeżeniem anioła stróża. Nazajutrz powziął mocne postanowienie — odkaraskać się od Harasymówki!! Unikać wizyt, zająć się rowami, gospodarstwem, zamknąć w domu i Vade retro satanas! nie dawać się żadnym pokusom.
Powiedział sobie prawdy niektóre szorstkie i ostre. Stary a głupi. Fiubździu w głowie! Niech ten szaleje komu pora, a nie ty, stary! Dosyć już tego, bo i Kozłowicze i ciebie licho weźmie!
Dnia tego puścił się na kilka godzin w pola i do rowów.
Siedział potém nad rejestrami, chodził do szpi-