Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.
—   11   —

nogami i dawało się poić mlekiem. Chłopak był zdrów i silny, jakby całe życie wyssał z matki....
— Cóż się gapicie! głupie! — zakrzyczał od progu p. Paweł. — Nigdyście dziecka nie widziały? Cóż osobliwego!
Dziewczyny pochowały się po kątach, a stary spojrzał zdala na dziecko.
— Chłopiec? — spytał.
— I taki zdrów jak byk! — zamruczała Maryna. — Na szyi miał krzyżyk prosty mosiężny. Chłopskie dziecko...
— Chłopskie nie chłopskie — odparł p. Paweł — człowiecze zawsze. Dopóki sąd nie zjedzie i nie odda go się, niech nie będzie głodne. Rozumiesz. Jużci tam która niańką była, to powinna wiedzieć, jak się z niém obejść. A to skaranie Boże! jeszcze mi tego kołtuna było potrzeba. Że téż nigdy spokoju! Nie to, to owo, zawsze licho coś przyniesie... A no gościniec do mnie nie należy, niech sobie assesor bierze... a mnie co do tego!
Wieczerza zeszła na rozmaitych pytaniach zadawanych Kasprowi i na łajaniu. We dworze do późna dziecko owe spać nie dało, nie mogli się o niém nagadać, ani go napatrzeć. Jedna z dziewcząt w niedostatku kołyski wzięła go huśtać na ręku i uśpiła.
Nazajutrz dopiero z południa powołany assesor nadjechał wprost na miejsce obdukcyi, dokąd i pan Paweł pospieszył. Przywiózł z sobą lekarza razem,