Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/205

Ta strona została uwierzytelniona.
—   197   —

Ręką w powietrzu machnął.
— Daj Boże szczęście!!


Wszystko się już potém złożyło jak najgładziéj. Naprzód p. Fortunat nie czekając zgody z Symonowiczem, wyruszył nazad do Warszawy, gitarę zabrawszy z sobą. Mondygierd nie wydając się jeszcze ze swemi intencyami dla wdowy, jak tylko noga odtęchła, ruszył zagadzać pana Piotra. Tu spotkała go niespodzianka. Symonowicz oprócz pieniędzy i indemnizacyi, domagał się, aby mu o rękę panny Filipiny starać było wolno. W pierwszéj chwili, posłyszawszy o tém, zakrzyknęła mocno wdowa, iż nigdy w życiu na to nie pozwoli; gdy owa milcząca i blada a nieśmiała panna Filipina wystąpiła odważnie z tém, że ona sobie życzy właśnie Symonowicza, bo jéj się podobał. Napróżno jéj perswadowano, płakała na tyranię narzekając i Zabielska dozwolić musiała p. Piotrowi bywać u siebie, a panna Filipina odważnie za niego poszła.
Wprzód jednak jeszcze odbył się privatissime ślub p. Pawła z jm. panią Hermancyą z Grudzkich, owdowiałą Zabielską, w kościele pojezuickim w Pińsku. Wesela szumnego nie było, jednak dwu Symonowiczów, rejenta a nawet Wydrę prosił na obiad do Kozłowicz Mondygierd. Wszystkie strachy