Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.
—   30   —

bardzo śliczne, czułe i wielką mam kompasye nad asindziejem, ale ja tu jednak żadnego nie widzę dowodu, żeby chłopiec, którego ja z gościńca kazałem wziąć przez miłosierdzie, miał być koniecznie jego synem, a ta żebraczka, która tu zmarła, tą jakąś Marcysią.
Ruszył ramionami.
— Jaśnie panie — zawołał Wydra, ręce rozpościerając — ależ to rzecz jawna. Wiemy kiedy uciekła, a kiedy się tu przybłąkała. Żyd ją opisuje kropla w kroplę jak była, wymizerowana, wychudła, włosy jasne, ubrana po prostu, tylko kawał odzieży dawnéj pono na niéj został.
Pan Paweł wiedział, że odzież była w sądzie złożona, ale się z tém nie odezwał.
— Wszystko to nie dowody! — zawołał — co? zkąd? Jest temu lat trzy jak się to stało, dziś nikt dobrze nie pamięta...
Wydra zdziwiony oporem, jaki spotkał niespodzianie, zamilkł, ręce załamał, stał jak rażony. Pan Paweł zmieszany mocno, przechadzał się po pokoju chrząkając.
— Finalnie — rzekł — chcesz waćpan tego dziecka! tak!
— Bo mojém jest! — wybuchnął ojciec.
— To trzeba dowieść gruntownie — rzekł pan Paweł — niezbicie, prawnie. Zresztą dziecko to — dodał uderzając się w piersi z patetycznym akcen-