Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.
—   37   —

czasów. Dorobiwszy się wioszczyny, którą sobie kupił pod Pińskiem, Sawicz żył w niéj, piąty już krzyżyk licząc, tak samo nieżonaty jak Paweł, tak samo prawie kwaśny, zabawiając się jedynie tém, że z ludzi drwił nielitościwie i cieszył się ich słabościami.
Mondygierd poważniejszym był, gdy szło o sprawy większe, Sawicz wszystko brał lekko, we wszystkiem szukał plam, a w niedostatku tych, z którychby mógł szydzić, sam siebie ogadywał, zowiąc niekiedy — starym dudkiem.
Powierzchowność rejenta nie była wcale pociągająca. Lubił kieliszek i twarz czerwona, rubinowa, zaogniona, zdradzała tę słabość, lubił dobrze i dużo zjeść, co mu zaokrągliło zbytnio przysadzistą figurę, wreszcie przyśniło się kołtun zapuścić i nie tykając włosów, doczekał się ogromnego, starannie pielęgnowanego, dla którego czapkę nawet musiał kazać robić na uszach.
Stał jeszcze w oknie Mondygierd, gdy stukanie kijem w drugim pokoju oznajmiło mu przybycie Sawicza, bo nie mógł to kto inny być, tylko on. Wkrótce téż głos usłyszał.
— A gdzież się gospodarz podział? Cóż to znowu jest? Za mołodycami lata, czy co? hę?
Paweł drzwi otworzył.
— Jak się masz?
— Do nóżek się ścielę, widzisz, przywlokłem się do ciebie na kołduny — wzdychając, rzekł Sa-