Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.
—   49   —

— Rejent, tak mi Boże dopomóż. Po co jemu to? nie waryat?
— Zaczęli się śmiać oba, ale Kasper pierwszy przestał i zadumał się mocno.
— Proszę jaśnie pana — mruknął — kto to może wiedzieć, co komu do szczęścia, a co na biedę; musiało to być przeznaczone, a co komu zapisano w górze, to nie minie.
— Tyle tylko, że spokoju i czystości w domu mieć nie będzie — odezwał się Paweł — to widoczna rzecz, że z babami wchodzi wszelkie niechlujstwo i wrzawa, hałasy, stuk, latanina, choć uciekaj... Niech Bóg uchowa.
Następnego dnia przy obiedzie rozmowa z Kasprem toczyła się jeszcze o ożenku Sawicza. Okazało się, że Kasper, który po świecie znał ludzi dużo i tę pannę z Sernik i ojca jéj widywał na jarmarkach.
— Ona ma już więcéj trzydziestu, Jezusowe latka — rzekł — a ojca, który się czasem napija, tak w garści trzyma, że strach, będzie i rejentowi bieda.
— Nie da się — rzekł Paweł.
— Hej panie! co to gadać, babie się nie da! tego jeszcze nie bywało, żeby człowiek się obronił od opresyi kobiecéj. Proszę jaśnie pana, Adam, co prosto świeżuteńko jak bułka z pieca wyszedł z rąk bożych, juści musiał mieć i rozum i siłę, a takiéj