Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.
—   67   —

zwał się Rejent — nieprawda! Doświadczenie nauczyło, człowiek zna kobiety, penetruje każdą i bąka takiego jak za młodu nie strzeli.
Zresztą bądź co bądź, choć nie pochwalasz mojego kroku, na wesele przyjedź. Osób będzie nie wiele. Moja przyszła, kilka bab, swoich krewnych poprosi, a ja tych tylko, jak ty, których szanuję i kocham. Przyjedziesz?
Mondygierd ruszył ramionami.
— A dlaczegożbym nie miał być? — odparł — z miłą chęcią, tylko jeden warunek. Nie każ mi być drużbą i należeć do żadnéj ceremonij, bom niezgrabny i wstydu ci narobię. Już dosyć, że muszę bodaj frak włożyć.
— Jużci frak i to nie czarny — dodał rejent — my nie z wielkiego świata ludzie, czarnego się lękamy, bo to żałobny kolor.
Stanęło na tém tedy, że p. Paweł miał do Sawicza zjechać, gdyż ślub z powodu szczupłości chaty w Sernikach dla oszczędzenia kosztu teściowi miał przeciw zwyczajowi odbyć się w domu rejenta.
Po wyjeździe gościa, gdy Kasper przyniósł wieczerzę i stanął rozszerzywszy nogi a ręce założywszy na piersiach przed panem, Paweł rzekł z uśmiechem:
— No, zaśpiewamy wkrótce Sawiczowi, Wilczysko się ożeniło, uszy opuściło! cha! cha!
— Kto to może wiedzieć — na przekorę odparł sługa — dziewczyna stateczna, spotka ją szczęście,