Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.
—   83   —

nie dając nikomu (ażeby jéj nie załapano, jak mówił) — wyraził się o p. Pawle:
— Jak Boga kocham, taki to jest dobry pan! Naźre się człowieka, naźre, ale pożałuje i pamięta.
Następnych dni nic a nic nie zaszło nowego, z wielką tylko starannością Mondygierd kazał kąty wszystkie oczyszczać, dowodząc, że się zapuszczono.
W niebytności Kaspra w sypialnym pokoju jakieś trygonometryczne robił wymiary tajemnicze około łóżka, ale gdy ten nadszedł niespodzianie, udał, że buty z prochu otrzepuje.
W kilka tygodni oświadczył Kasprowi, że interes ważny powoływał go do Pińska...
I wyjechał.
Poczciwy Kasper, chociaż z drukowanego czytał, z książki pana Boga chwalił, a w gwałtownym razie krzywo się podpisać umiał, niekiedy opuszczając jednę lub dwie litery, — nie miał żadnego upodobania w literaturze. W papiery pańskie nigdy nie zaglądał, mimo to znał swojego pana interesa tak, że ani on sam lepiéj z niemi obeznany nie był.
Gdy mu Mondygierd oświadczył, że jedzie za interesem, a przeciw zwyczajowi odwiecznemu, nie wyjawił o co chodziło, Kasper się najprzód zdumiał mocno. Czekał, ażeby się to wyjaśniło, — pan Paweł wyjechał i nie wyjaśniło się nic wcale. To milczenie nadnaturalne w człowieku, który potrzebował mówić i gadał aż nadto dużo, szczególniéj ze starym sługą, miało coś w sobie tak niezwyczaj-