Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.

szczelnego rachnnku zniewałała teraz do kończenia interesów co najrychlej, i o ile być mogło najdogodniej dla nowego rządcy. Gdy Suseł i jego przyjaciele postrzegli, że z Ostapem ani groźbą, ani prośbą nic nie podołają; gdy policyjne przyczepki odepchnął zwyciężko, a mocny znajomością nrzędników wyższych, oparł się czepiającym go niżnikom; powoli pomiarkowano, że trzeba inaczej dawać sobie radę. Suseł, który początkowo miał plan pewny, usiłując wypędzić Ostapa, a powrócić nazad do Skały, przekonał się, że z tego nic być nie może, i nie tylko sam się zląkł o swoje rachunki, ale i drugich przestraszył.
Ciemierka niewezwany przybiegł już sam traktować w imieniu swojem, innych wierzycieli i nawet p. Susła. Powierzono mu wszystko, spodziewając się, że jeśli nie wydrwi to załaje, jeśli nie postraszy, to oszuka.
Ostap przeczuwając te odwiedziny, od dni kilku był do nich przygotowany. Wiedząc, iż rachują na to, że nowym był tntaj i mało o czem wiedział jeszcze, starał się wszystkich wynczyć szczegółów, pamiętać je, zebrać, uprzytomnić sobie, słowem, nzbroił się do boju, stawiąc na przypadek w odwodzie Jacka Polakiewicza.
— No! a cóż z nami będzie? — spytał p. Ciemierka wchodząc i rzucając się na kanapę.
— Jak się panu zdaje? — spytał ze swojej strony Ostap.
— Ha! zlicytujemy!
— Nie, na cóż to mówić próżno? panowie zlicytować ani się spodziewacie; w najgorszym razie bank nas zasłania.
— Nieopłacony.
— Zaspokojony co do grosza.
— Tem lepiej. Albo to pan nie wie, że i z bankową sumą zlicytować można?
— Można, zapewne, ale my tymczasem rachnnki nasze i pieniądze pańskie składamy w Prykazie.
— W Prykazie, to już taki projekt! — zakrzyczał pan Ciemierka; — w Prykazie! Co to ja małoletni czy co? A po co mnie Prykaz! ja nie chcę Prykazu?