Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dla czegoż pan nam grozisz licytacją?
— To mi płaćcie.
— Płacim, tylko nie tyle ile pan żądasz; chcesz więcej niżeli się istotnie należy.
— Czyż to ja szelma czy co? co to pan mówi? jakto? czegoż ja żądam?
— Procentów od procentu, naprzód.
— To święte! Było mi regnlarnie płacić procenta.
— Pan je odebrałeś!
— Ja?
— Tak, wszak to są kontrakty na smołę, a oto rachnnki z jej wypędn.
— Ja ze smoły i jednorocznego nie wziąłem procentn; pokażę moje rachunki. W Kremieńczugu spadła, zły był wydatek, ludzi najmowałem drogo, szurki mi popalono. Pokażę czarno na białem.
— I my także wyjaśnimy, że pan przebrałeś nawet procenta; znikną więc i one, i marzone procenta do procentów.
— Pan mię masz za szelmę! ja to widzę! co to pan myśli! Pan mnie obraża!
— Myślę, że jeżeli się pan obrażasz, toś na to zasłużył. Dajmy pokój tej beczce, z innej zacznijmy; do rzeczy panie! do rzeczy! Ja się nie zlęknę! Chcesz kończyć, kończ: chcesz się strzelać, strzelaj; a nie no to upadam do nóg; drzwi otwarte.
Ciemierka przywykły do tego, że się go bali jak ognia, bo nawet hołdujący jego szkatułce książęta traktować go tak nie śmieli, ogłupiał, oczy wytrzeszczył i wielkie — Aaa, wydobyło się ze ściśniętego jego gardła. Chciał łajać i po swojemu bić pięścią w stolik, ale marsowa mina Ostapa i szerokie jego ramiona nie dozwoliły dopuścić się ostateczności; spowolniał więc jak baranek, siadł, westchnął i rzekł ciszej:
— No, co tu panie żartować; ot kończmy zgodnie i będzie najlepiej; szanuję i szanowałem hrabiego i czczę tego anioła naszego, panią hrabinę.
Ostap się uśmiechnął; — czemuś ich pan tak wprzódy nie szanował? — spytał.