Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

Jaryna bolejąc od każdego słówka, to bladła, to płomieniała; gniew poczynał poruszać jej usta drżące.
— I pocóżeś mnie brał — spytała po chwili — żebyś naśmiał się ze mnie nieszczęśliwej. Wziąłeś mnie, żyjże ze mną.
— Powrócę — rzekł smutnie Ostap.
— Nie, ja tu zostanę — odpowiedziała Jaryna stanowczo. Cóż to, czym ja jaka przybłęda, żebyś się mnie, wstydził przed ludźmi?
— Jaryno! Jaryno! to nie wstyd!
— O! alboż ja wiem co to jest? — Zapłakała biedna i upadła zachodząc się od płaczu.
Kuźma ruszał ramionami, nie wiedząc, czy córkę ratować, czy zięcia przepraszać; Ostap stał w boju z sobą, walczył i zebrał się na odwagę.
— Chcesz — rzekł — więc zostaniesz ze mną.
— Zostanę? pozwolisz? — spytała weselej podnosząc się — pozwolisz? nie wstydzisz się mnie?
— Zostaniesz; ale posłuchaj, będę cię prosił.
— A! każ tylko, zrobię co mi każesz, bylebym została.
— Ciężko tu będzie tobie pomieścić się; całe dnie będziesz sama, ja ciągle jeżdżę, nikogo nie będzie przy tobie. Czy nie lepiejby ci pojechać do moich krewnych, siedzieć u nich? Jabym cię tam odwiedzał. Będziesz blisko.
— Blisko! ale nie razem!
Ostap odwrócił się z uczuciem boleśnem, głowa mu się trzaskała, nie wiedział co począć; tylu dowodów przywiązania nie mógł i jednem dobrem słowem zapłacić! Chciał na sobie wymódz, żeby się do niej zbliżyć, uspokoić ją, upieścić; wzdrygał się na takie kłamstwo. Od niej do niego tak było daleko! Jego wychowanie, życie, myśl tak wysoko uniosły od poziomu, którym szła biedna Jaryna! oni się zrozumieć nie mogli; a żaden węzeł tajemniczej sympatji, co zbliża najdziwniej ludzi, jego ku niej nie pociągał, jak ją porywał ku niemu.