Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

zawsze nowy, zawsze dziwny i niespodziewany! Biada temu kto nie czuje wiosny! albo mu już życia zanadto, albo on światu nie potrzebny; litować się nad nim trzeba, albo go obawiać. Nie chciałbym ani kraju ciągłej wiosny bez zimy, ani towarzystwa człowieka, na którym powrót tej pory, nie czyni już wrażenia.
W pięknym parowie podolskim siedział młody człowiek otoczony wiosennym wieczorem, zadumany spokojnie, zadumany głęboko. Wiosna co powołuje do życia drzewa i kwiaty, ma tę szczególną własność dla człowieka, że budzi w nim wspomnienia już tylko, ale tych lat w których on najsilniej czuł, najmocniej żył. Któż nie doświadczył tego, że rozkwitłych bzów wonie, że śpiew słowików, świergot ptastwa, ryk daleki trzód wypuszczonych na paszę, najwięcej na wiosnę wspomnień obudza i młodocianne w pamięci odtwarza chwile!
Odżyć nie możemy jak drzewa nowemi liśćmi i kwiatem, odżywamy pamiątkami.
Okolica stroiła się jak piękne dziewcze do kościoła; jaśniała świeżością, wiała zapachami, rozlegała się pieśnią ludzi i ptaków. Głęboki jar podolski wszędzie bujna zalegała roślinność osłoniona od chłodnych wiatrów, ogrzana słońcem południa; pomykając się ku niebu, zdawała wyrywać z ciasnych ziem zamykających ją w sobie. Do boków jaru czepiały się krępe dębczaki, kształtnie powyginane brzozy, wysmukłe brzosty, wyprostowane i strojne; pod niemi tarń zazdrośnik, zmówiwszy się z leszczyną nie chcieli między siebie dopuścić nikogo; rzadki głóg, rzadka kalina lub dzika wisieńka wymknęły się z ich poplątanych gałęzi trochę wyżej na wolniejsze powietrze. Niżej na bujnej ziemi pod cieniem kolczastej tarniny, rozkładały się zioła i kwiaty, przez szczupłe tylko między gałęźmi okienka przypatrując się słoneczku. Tu skromna a wonna melissa, czerwony groszek, chmiel obwijający się przyjacielsko dopóki uściskiem nie wysuszy drzewa, które objął, maleńki lecz silną swą wonią dający się czuć daleko i tysiące nieznanych a pięknych roślin, cisnęły