Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

Jemu lżej było ze swemi, i długie godziny spędzał z niemi rozkosznie, a każde tętno życia wiejskiego żywo w nim odzywało się jeszcze. Niewidzialna siła pociągała go ku temu stanowi, z którego jednak wyszedł tak wcześnie: inny byłby się może wstydził? byłby uczuciu kazał zamilknąć, myśli odwrócił gdzieindziej; on je szanował i cieszył się niemi.
Czuł się niezepsutym: oświecenie, cywilizacja ta tylko dobra, która związku człowieka z prostem życiem i prostemi uczuciami nie zrywa. Biada tym uczonym, co wszystką naukę swą czerpią z książki, co świat w nią radziby zamknąć: książka jest jak beczka wody przyniesionej z krynicy; lżej zaczerpnąć z tej beczki, ale u źródła woda lepsza.
Posłaniec, który zachwycił Ostapa w jednem z tych zadumań, któremi dusza ucieka ze świata, tak że ją niełatwo ku niemu sprowadzić; — długo oddawał mu list, nim się opamiętał gdzie był i czego od niego chciano. Nareszcie wziął pismo w ręce, machinalnie, obojętnie, rozłamał pieczątkę, ale ledwie słów kilka przeczytał, krzyknął, zakrył oczy i upadł.
Ludzie skoczyli ku niemu ratować; ale za pierwszem dotknięciem obcej ręki już był na nogach, chwycił papier, łzy mu z powiek pociekły i szybkim krokiem pobiegł, nie wiedząc dokąd.
List ten zawierał doniesienie o śmierci Alfreda. Michalina była wdową. Testament opiekunem dziecięcia naznaczał Bondarczuka.
Wielkie wstrząśnienia straszne są tylko dla słabych, którzy ich w pierwszych chwilach nie czują, a potem upadają pod niemi; silnym, one się czuć dają od razu, ale nie wyczerpując odwagi i mocy, zostawują ich przytomnemi i gotowemi do walki, do czynu.
Ostap ochłonął, rozpatrzył się w położeniu swojem, boleśnie schwycił za serce, i cicho rzekł w duszy: — Stań się wola Twoja! Droga przed nim stała szeroka, odkryta, stroma i ciężka, ale nie ominiona.
List odebrany zawierał te słowa:
„Wczoraj, dnia 30. Lipca 18... hrabia Alfred S. po