Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

Słaby! opuszczony, sam jeden, ja i dziecię tutaj! to się nie godzi; ja muszę być przy nim.
Ostap skłonił się w milczeniu i nie wiedząc co więcej powiedzieć, przyrzekał pospieszyć z wyrobieniem pasportu, i odszedł.
Odszedł krążyć bez celu i myśli. Ciężar obowiązków, które z czasowych stawały się wiecznemi, ugniatał go; rozbierał swoje położenie i truchlał przed niem.
Noc zachwyciła go błąkającego się jeszcze, i wieczór z wiejską swą ciszą, przypomnieniem lat młodych, ukołysał strapienie. Jak zawsze, poruszył go widok zatrudnień wieczornych; wycisnęły westchnienie pieśni i wykrzyki pastusze; obwiało go słodko powietrze, przesiąkłe wyziewami znanemi, a klekot gderzącego bociana, przypomniał mu starą gruszę z gniazdem nad rozwaloną chatą w której się urodził, gdzie pierwsze lata spędził bawiąc się na śmiecisku.
— Na cóż! — zawołał z głębi duszy — dobroczynna ręka wyrwała mnie temu życiu do którego byłem stworzony; lepiej mi było w nędzy, smutku i niewiadomości dobić się do brzegu, niż dziś tak cierpieć, tyle dźwigać i tak jasno widzieć, strapienia i obowiązki swoje. Wolałbym chleb czarny i czarne myśli ciemnego chłopka, nad mój żywot dzisiejszy i straszne dumy moje. Ale stało się; nie narzekajmy, pracujmy! nie czas się cofać, i wola Boża nademną stać się musi; dalej a dalej do końca, koniec nie może być daleko.
Nazajutrz Ostap poszedł znów do hrabinej; taić przed nią dłużej śmierci męża nie było można. Poszedł i nie zdobył się na odwagę oznajmienia jej, że została wdową; oznajmił tylko, że nowe odebrał pismo o pogorszającym się stanie jego zdrowia, i że zrobił przygotowania do wyjazdu. Michalina nie przeczuła nic jeszcze; tylko choroba ojca podwoiła jej czułość dla dziecięcia, chciała jechać, wyjeżdżać co najprędzej.
Na trzeci dzień powrócił Ostap jeszcze; zmuszony okolicznościami, szedł powiedzieć jej wszystko, ale słowa więdły mu na ustach.