Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dziękuję ci Jaryno[1] — odpowiedział Ostap — stara Lepicha już je zapewne podoić musiała.
— To już tak! — zawołała dziewczyna z prostotą plaskając w ręce; — wy już zamówiliście sobie jak widzę starą Lepichę: no to bywajcież zdrowi kiedy już tak! O! jakiż ty niedobry mój Ostapie — dodała mieniając co raz i wy i ty, a nie mogąc ni na żadne się odważyć — nawet nie chcecie żebym wam się wywdzięczyła, za to coście mi matkę wyzdrowili.
— Dziękuję ci Jaryno, ale ty sama jedna jesteś przy niej, czasu nie masz, w chacie wszystko na twoich rękach, jakżebym ja mógł pozwolić żebyś jeszcze mnie posługiwała biegając tak daleko?
— A co to za daleko? — żywo odpowiedziała Jaryna. — czyż to daleko? Zaraz za parowem przez pole, przez łąkę, przez dębniak, kawałek grobelki i wioska.
— A jednego z drugiem będzie dobre pół mili.
— Gdzie tam! Wam to się tak zdaje, że daleko, bo nie wiem od czasu jak matka pozdrowiała czyście byli trzy razy u nas, ale dla mnie to blisko. No, powiedzcie prawdę — dodała zbliżając się — czyż wasze krowy podojone?
— Nie wiem — rzekł Ostap — ale moja Jaryno, tobie za tem biegać i nie łatwo i — dodał ciszej jeszcze — i ludzie na ciebie spleść co gotowi.
Jaryna rozśmiała się i poczerwieniała razem, plasnęła w ręce znowu. — Mój ty Boże! czy nie na mnie i nie na was! Alboż myślicie, że was nie szanują jak potrzeba, żeby kto śmiał co złego o was pomyślić — Porzućcie! ot lepiej mówcie prawdę — wam się uprzykrzyło i wolicie Lepichę, bo Lepisie dacie mleka, powiecie — Dobry wieczór i koniec; a ja wam pokoju nie daję, muszę gadać, muszę zaczepić, muszę choć popatrzeć, a to was może i nudzi?

Ostap się zarumienił, ruszył ramionami. Co tobie w głosie Jaryno? — rzekł powoli — Jużciż mnie co tu tak sam jeden siedzę jak na puszczy, miło z kim pomówić, miło do kogo się odezwać.

  1. Imie przekształcone zapewne z Ireny.