— Tak, ze starym jakim ze znachorem, albo z takim co to dawne rzeczy pamięta, ale ze mną? Ruszyła także ramionami. No, ale powiedzcie mi czy krowy wasze podojone? pójdę ja sama zobaczę do obórki. Tylko jeśli tam już Lepicha jest? E! to nic! mogę jej pomódz. I żwawo pobiegła mijając Ostapa ku ogródkowi, który osłaniał obórkę. Ostap pozostał pod dębem, zwolna, zamyślony przechodząc się po murawie i poglądając na piękną Jarynę, która nie jeden raz obejrzała się z uśmiechem ku niemu.
Jaryna w istocie była piękna, choć trzeba było nie zepsutych oczów żeby dojrzeć jej niepospolitej piękności, bo ją okrywał strój niewdzięczny i zaniedbanie pracowitych ludzi.
Ale pięknemu we wszystkiem pięknie i zawsze do twarzy: Jaryna pomimo obcisłej podolskiej zapaski, która bogate kształty jej kibici wydatnemi czyniła, pomimo grubej swej koszuli, pomimo opalenia, była oryginalnie i istotnie piękną. Twarz jej doskonale owalna choć smagława ale cery pełnej krwi i ognia, rumieniła się żywo; oczy czarne pałały, nosek mały, prosty, kształtny z rozdętemi nozdrzami jak u konia araba, spuszczał się na usta wązkie, malinowe, maleńkie, których strój, ząbki białe przy ciemnem licu bielszemi się jeszcze wydawały. Gęsty, bujny jak podolskie zboże, warkocz okręcony do koła głowy, strojny w zieloność i kwiatki, koronował ją na kształt popiersi starych greckich modelów. Szczególnym zapewne ale nie jedynym przykładem rękę i nogę miała małą i kształtną choć zaniedbaną, ramiona jak utoczone; a silna i wysoka, w pasie który czerwony włóczkowy obejmował pojas, gibka była i cienka jak niedorosła dzieweczka. Wyraz jej twarzy zapowiadał uczucia gwałtowne, wolę niezłomną i bystre pojęcie.
Jaryna znikła za krzewami sadząc przez płoty jak sarna, a Ostap znowu zamyślony, usiadł pod swoim dębem.
— Otóż — myślał — jeden z tych pięknych dzikich kwiatów, które trochę słońca, takby wspaniale rozwinęło! Lecz zaledwie od piersi macierzyńskiej, z kolan
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.