Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

oczy pobiegła ku oborce. Ostap wstał zamyślony, smutny, zniecierpliwiony prawie i zamknął się w swojej izdebce. W godzinę potem Jaryna go szukała powracając pod dębem, w ogródku, na progu, podkradła się pod okienko, zobaczyła siedzącego nad stołem i widząc zamkniętego w tej porze którą był zwykł przepędzać na podwórzu, domyśliła się, że jej unika.
— To tak! — szepnęła po cichu do siebie — chce? nie zobaczy mnie więcej — ale ja widzieć go będę!
I żywszym krokiem pospieszyła do wioski.
Ostap przemęczył się w zamknięciu do późna, pewien dopiero, że Jaryna już do wsi odejść musiała, wyszedł swoim zwyczajem na próg, bo do późnej nocy zwykł był siadywać na kamieniu u drzwi w myślach i modlitwie.
On może jeden ze wszystkiej młodzieży co się pod te czasy w Berlinie uczyła, on może jeden się modlił. Nadto był rozumny żeby miał stracić wiarę, nadto wierzył, by chciał najwyższe dobro człowieka, dumnym a czczym rozumowaniom poświęcić. I zdawało mu się, jak wielu innym, że rozum nie kłóci się z wiarą, a wiara nie może przeklinać rozumu.
Księżyc wszedł na niebo i blade jego światło ubieliło przed chwilą złociste drzewa; — ślicznie teraz wydawał się jar osuty gąszczami, tajemniczy, cienia pełen, wśród którego drżały porozrzucane światła księżycowe. Cienki strumyk błyskotał w ciemnościach, chwytając promyki i bawiąc się niemi. Ostap przedumał długo, a długo, modlił się także; ale po prostu, po swojemu, modlitwę ten wyskok duszy ku niebu przerywając zamyśleniem nad sobą. Północ się zbliżała, głęboka cisza nocy wiosennej, tajemnicza, urocza, niepokojąca rozlewała się do koła; przerażając swą niezbadaną wielkością. Bóg przeznaczył ten czas na sen dla wszelkiego stworzenia, aby mu oszczędzić dum jakie obudzą milczenie głuche, milczenie potężne. Ostap słuchał myśli własnych; w tem zdało mu się, że dochodzą go zdaleka tentent koni, głosy ludzi.
Nie byli to nocleżanie, bo w tej stronie nie zbierali