Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

że potrafisz. Majątek mój zostawuję w stanie najgorszym, procesów mnóstwo, ludzie złą administracją panów rządzców zniszczeni i prawie rozpaczą zbuntowani, sąsiedzi nieprzyjaźni, wierzyciele uprzykrzeni; Misia sama jedna. Jeśli mi odmówisz, jesteśmy zgubieni.
— Mów raczej, jeśli ci przyrzeknę; jakże jabym temu mógł podołać?
— Sercem, wolą, rozumem. Ty możesz co zechcesz!
— Interesów, rządu majątku, spraw, ja nic nie rozumiem.
— Dla ciebie nic trudnego nie ma.
— Alfredzie! co za myśl dzika.
— Mógłżem się omylić rachując na przyjaźń twoją?
Ostap zamilkł; Alfred w oczy mu spojrzał i żywo dodał:
— Ja ci ufam, ty mnie rozumiesz, ja ci zupełnie ufam.
— Ale ja nie ufam sobie — odparł smutnie Ostap.
— Tyś silny, ty możesz co zechcesz, powtarzam — chciej a uratujesz nas.
— To nad siły moje, zawiódł bym cię, robiąc nadzieję.
— Więc słuchaj Ostapie — rzekł hrabia podnosząc się — albo zostanę i sądzony pójdę odpokutować ciężkiem, upokarzającem wygnaniem, albo ujdę sromotnie zostawując co mam najdroższego na zgubę, na nędzę, na zajadłość nieprzyjaciół.
— Chcesz mówić otwarcie? — odezwał się Ostap.
— Mów, lecz nie wyrzekaj się mnie, nas.
— Michalina — rzekł Bondarczuk usiłując wymówić więcej — Michalina — głos zamarł mu w ustach.
— Kochała ciebie i kocha cię jeszcze — przerwał Alfred — ja to wiem, lecz wiem razem, że najszlachetniejszemu z ludzi los mój powierzam. Tego ja się nie boję. Któż wie? może nawet ciągle karmiąc się ideałem...
Ostap gorżko się uśmiechnął i dokończył:
— Tak, może zobaczywszy mnie, rozśmieje się, ruszy ramionami i uleczoną zostanie. Dobra i piękna