Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.

— A! i do pana! — cicho rzekła wieśniaczka — wszak bez pana nic nie będzie, jestem jedynaczką u ojca.
— Prawda! Tu nawet może być trudność.
— O! i ja tak myślę! Kilka już razy do drugiej wsi mnie chcieli dawniej jeszcze, póki ja was nie zaznałam. Rodzice byliby wydali, bo się taki dobrze trafiło, ale pan nie pozwolił.
— Czemu?
— Boby taki robotnika stracił ze wsi — odpowiedziała Jaryna — a nasz pan wielki gospodarz!
Noc nadchodziła szybko, i dziewczę opatrzywszy się nareszcie, że jej w chacie niespokojnie oczekiwać będą — porwała się z kamienia i pożegnała Ostapa, pobiegła niedowierzając jeszcze temu co słyszała, co niosła z sobą do chaty. Ostap pozostał w miejscu, korzystając z ostatnich może w życiu jeśli nie szczęśliwych, to swobodnych godzin, w których mógł być sam z sobą, z myślami i z nierozwaloną jeszcze w gruzy przeszłością.
Nazajutrz rano potrzeba się było wybierać do rodziców Jaryny i do dworu, gdyż wyjazd do Skały gdzie nań oczekiwała żona Alfreda naglił, a przed wyborem w tę podróż, Ostap musiał i postanowił być żonatym. Powiedział sobie, że stanie przed Michaliną i odzierając się z wszelkiego jaki dla niej mógł mieć uroku, dobrowolnie, chciał żeby nawet podobieństwo nie zostało dawnemu uczuciu odżyć w nowych stosunkach.
Trzeba więc było spieszyć, bo interesa Alfreda, opuszczona żona i dziecię, otoczone tylko nieprzyjaciołmi, prędkiego prosiły ratunku.
Ze dniem więc wczesnym wsiadł na mierzyna swego Ostap i podolskiemi parowy i łanami zielonemi pobiegł do wsi, do rodziców Jaryny.
Zastał ich oboje u wrót chaty, bo stary Kuźma dopiero się na pole wybierał, dłubiąc coś koło wozu; żona podawała mu torbę z chlebem i słoniną, i flaszę z wodą; córka stała we drzwiach chaty.
Kuźma był podżyłym już człowiekiem, lat blizko pięćdziesiąt, barczysty, wzrostu słusznego, opalonej twarzy, czarnego podgolonego włosa; spuścisty wąs na-