Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.

bimy, albo to my tacy ludzie, żeby nas potrzeba jeszcze prosić?
— Posłuchajcie, słowo jedno i o wszystkiem wiedzieć będziecie. Ja już starych naszych obyczajów zapomniałem i nie mam komu jak Bóg przykazał przyjść do was o to prosić, czego od was chcę, przyszedłem więc sam i z gołemi rękoma, darujcie, choć to nie o mało co chodzi. Ja kocham waszą Jarynę, i proszę o nią u was za żonę.
Kuźma aż czapkę z rąk wypuścił a stara plasnęła w dłonie obracając się ku córce.
— Ej! czyż to prawda! — zawołali oboje; a dziewczyna ukryła się za uszak chaty.
— Jużciż z taką rzeczą żartować się niegodzi — rzekł poważnie przybyły — pomiarkujcie, pomyślcie, ludzi się poradźcie, a co wam Bóg natchnie, odpowiedźcie. Powiem wam szczerze, że mi z tych stron odjechać potrzeba na pół roku; może na rok cały, nie wiem. Przed wyjazdem chcę się ożenić, oddam wam mój Chutor i będziecie sobie na nim tymczasem gospodarowali.
— I żenicie się i jedziecie zaraz! — spytał Kuźma coraz bardziej zdziwiony!
— Nieszczęście! — mruczała stara Kulina — od tak zaraz i porzuci nieboraczkę.
— Muszę odjechać; pomyślcie no i pomiarkujcie co mi odpowiecie.
— Juściż co tu myśleć, albo co tu darmo udawać! — rzekł gospodarz patrząc na żonę, która w pół z radości, wpół z zakłopotania płakała — chybaby szalony mógł wam odmówić; a toć to szczęście o jakiem się nam i na wielkanoc nie śniło!
I poczęli zbliżywszy się ściskać go i całować.
— Więc mogę mieć nadzieję, że mi nie odmówicie?
— Chowaj Boże! Jak tylko Jaryna zechce — rzekła matka — to ją sobie bierzcie w imię Boże i pobłogosławim. Tylko jak ja sobie tu dam radę z weselem? szeptała cicho.