Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ona i rozumna i posłuszna dziewczyna — przerwał ojciec — ja o niej ani wątpię. Jużciż nikt nie odrzuca dobrego, kiedy mu się samo stręczy.
W tej chwili Jaryna ukazała się na progu.
— Ej! chodź i no doniu — zawołał Kuźma — chodź no tu a powiedz. — Ale co to i pytać! — Spojrzał ojciec na córkę i dodał spluwając:
— Albo to ona już nie wie o co chodzi? oj! oj! niedarmo chodziła krówki doić na Chutor do was!
I pogroził palcem obojgu.
— Na Boga, nie myślcież no nic złego ojcze — przerwał Bondarczuk surowo — nie myślcie. Wasza córka o niczemby nie wiedziała do dziś dnia, gdybym jej sam dopiero wczoraj nie powiedział, a do ołtarza, pójdzie z wiankiem i wstążką krasną bez sromu.
— No! to i za to chwalić pana Boga! — rzekł stary — bo żeby jak się to dobrze kończyło, a taki zawsze markotnoby było, żeby się kiepsko zaczynało, a ludzieby palcami pokazywali. A nu Jaryno, mówże, albo cię...
— A co ja mam mówić? — I obróciła się trochę do ściany spoglądając z pod oka. A matka dodała:
— Gadaj bo! nieszczęście, udaje małe dziecko!
— Ot wam szczęście się trafia — mówił ojciec — dobrzy ludzie o was proszą, juściż nie głupia odmówić?
— Jak każecie, tak będzie, szepnęła po cichu.
— Dobrze powiedziała, dobrze — zawołali rodzice oboje.
— Ale my tu radzim i swadzim a o najpilniejszem nie pomyśleli; — rzekł Kuźma chwytając się za głowę.
— Nieszczęście! — mruczała Kulina wedle zwyczaju.
— O czemże? spytał Ostap.
— Ba! a toć pan we dworze o niczem nie wie jeszcze?
— Jużciż nie zabroni?
— Bóg to wie! — smutnie odezwał się Kuźma, i Kulina dodała.