Dziedzic tak zagadnięty, gdy się spodziewał, że Ostap odezwie się do dawnych swych posług, był w dziwnem zakłopotaniu: z jednej strony państwo szeptało do ucha, z drugiej chciwość, z trzeciej odzywała się duma, a najciszej ale coś przecie gadało i pokorne sumienie.
— Jakto panie? — spytał Suzdalski — pan by mnie chciał zapłacić za nich?
— Jeśli pan tego zażąda — rzekł Ostap.
— Ale cóż to jest za dziewczyna? — spytał dziedzic z ciekawością.
— Jaryna, córka Kuźmy z Myszkowiec.
— Jaryna Kuźmianka! a wiem — rzekł pan — a wiem, to najpiękniejsza podobno we wsi dziewczyna. Nie zły wybór! ale tam do tej chaty potrzebaby koniecznie pryjmaka, bo chata upadnie.
— Więc w razie gdyby upadła, ofiaruję stratę wynagrodzić, bo oczewiście upadnie.
— Ale — zaczął Suzdalski, zapominając o państwie — to są nieporachowane rzeczy. Po trzy dni męzkiej pańszczyzny licząc, że inne obowiązki pominę, już mamy sto kilkadziesiąt dni, rachując gdyby po złotemu tylko najmniej...
— Ziemia panu zostaje.
Pan prezes zawstydził się trochę, zamyślił, zafrasował, i już miał odpowiedzieć po pańsku, gdy mu na myśl przyszło, że w Myszkowcach rąk bardzo mało i zawołał naiwnie:
— Co to, jedna chata w Myszkowcach, to strach!
— Wszystko się da porachować, próbujmy — przerwał Ostap. Pan się znowu powstydził.
— Ale — odezwał się z uśmiechem wyrobionym pracowicie — czyż to panu tak koniecznie żenić się z włościanką?
— Niech pan będzie łaskaw i o nic nie pyta, co to szkodzi komu, że sobie kupię żonę? Proszę pana prezesa o warunki.
— Więc pan byś zapłacił?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/49
Ta strona została uwierzytelniona.