Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/59

Ta strona została uwierzytelniona.


W Skale, majątku u hrabiego Alfreda dom mieszkalny wznosił się na podniosłej górze u stóp której płynęła rzeka. Brzeg jej urwisty, miejscami powolnie ku wodzie pochylouy, ubierał pięknie ogród, w sposobie angielskim, ze starego włoskiego przerobiony. Szpalery dawniej obcinaue misternie i starannie, które kształtowały świątynie, obeliski i kolumny z zieleni: puszczone swobodnie, rozrastały się teraz w okazałe ciemne ulice. Celną ozdobą tego miejsca, były ogromne drzewa i czysta żywa woda. Sam dom, długi, wązki, nie piękny wcale ale wygodny i utrzymywany czysto, zdaleka bielał przyjeżdżającym. Dokoła ogrodu rozrzucone były zabudowania gospodarskie, a dalej sznurem wyciągała się wioska z cerkiewką drewnianą, z murowaną karczmą, z młynem, stawem i kawałkiem przechodzącego tędy pocztowego gościńca, który po wzgórzach wił się sznurem drzew rozłożystych.
Tu mieszkała Michalina, żona Alfreda, którą świeży wypadek męża, zostawił zupełnie osamotnioną, bez pociechy, bez opieki. Dla dalszego ciągu tej powieści, musimy z położeniem jej obeznać trochę czytelników.
Hrabia Alfred, jakeśmy się z jego rozmowy dowiedzieli, skutkiem szczególniejszego stanu duszy wpadł był ostatniemi czasy w jakieś rozdrażnienie i zniecierpliwienie, rodzaj chorobliwego szału, który się stał przyczyną wszystkich jego i żony nieszczęść. Od lat dwóch przestawszy żyć czynnie, nie zajmował się niczem, nie dotykał niczego; nie bawiło go ani gospodarstwo, ani czytanie, ani towarzystwo, nie nęciła sztuka. To co dawniej było najulubieńszem zatrudnieniem, zapomniane zostało i odrzucone. Przy żonie wesół,