Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.

W takich to okolicznościach przywołany przez Alfreda Ostap, śpieszył objąć opiekę nad jego żoną i dziecięciem i rządy zrujnowauego majątku.
Wiedział on po części, co się działo w Skale; ale na miejscu dopiero mógł się o całej rozległości swojej ofiary, i trudnościach zobowiązania swego przekonać. Jechał z silnem postanowieniem uczynienia wszystkiego, co było w jego mocy, dla ratunku ukochanych; wiózł z sobą weksel Hercyka, wszystko co sam miał zapracowanego w ciągu życia, swoje siły, gotowość do pracy, poświęcenie. Lecz gdy zbliżył się do Skały, gdy zabielał dom, w którym ona była, gdy pomyślał, że tam czekała na niego, zadrżał, opuściła go moc nad sobą i przytomność. Napróżno starał się siłę wyrobić, odpędzić uczucie i cierpienie, odepchnąć myśli natrętne; osłabły walką musiał się zatrzymać i opóźnić swoje przybycie jeszcze do odzyskania tak potrzebnej mu odwagi i krwi chłodnej.
Wieczór był, gdy po modlitwie, po gwałtownych z sobą bojach, Ostap przybrawszy na się zimną i głupowatą powierzchowność, odziany niedbale, na pozór obojętny, przyszedł do drzwi dworu w Skale. Pomimo uczucia, które nim w tej chwili miotało, okiem przyjaźni dostrzegł z boleścią oznaki ruiny i upadku. Ludzie chodzili samopas posępni, hardzi, odpychający, niechętni; budowy niepoprawiane i walące się gdzieniegdzie, zakrawały na pobielane pustki, ogród zarastał chwastami; ćma żydów czarnych włóczyła się do koła, obsiadując Skałę, jak krucy zlatują się na padło. Grobowe milczenie zimnym swym całunem pokrywało ten obraz konania majątkowego; siekiera tylko stróża, który niedaleko domu rąbał stare olchy ogrodu na opał do kuchni, przerywała je jak stuk młota zabijającego wieko trumny.
Ostapowi serce się ścisnęło boleścią; wszedł do sieni, nikogo tu nie zastał; długo czekał w pzedpokoju, w saloniku nieomiecionym i zapylonym, nim się poważył iść dalej; nareszcie oznajmiła o nim pani służąca, a Michalina kazała go prosić do siebie.