obojętnej; głos i słowa były dla niej dziwne, spojrzała i dodała szybko:
— Zastałeś mnie pan tak jak wdową, a to dziecię, tak jak sierotą; nieszczęśliwy Alfred musiał nas porzucić, myśmy sami, okrutnie sami i okrutnie biedni! Z obowiązku żony i matki chciałam zaraz po odjeździe Alfreda zajrzeć w interesa nasze, poznać się z ich stanem — są okropne!
Ostap milczał, oparł się o ścianę, ręce w tył założył, i choć myśli i uczucia burzyły się w nim, jak kipi woda na ogniu, na widok tej kobiety tak zmienionej, tak widocznie upadłej na nadziejach, znużonej, nieszczęśliwej, przecież nie dał znaku ani myśli, ani uczucia.
— Pan będziesz naszym opiekunem i zbawcą — mówiła Michalina — nieprawdaż?
— Zrobię wszystko co będzie można — lakonicznie szepnął Ostap — wszystko co mi pan hrabia kazał.
Michalina nie poznawała w przybyszu dawnego Ostapa, tak dziwnie on się zmienił; przymuszając do tej ofiary, i wyraz twarzy i postawę i mowę. Ten zawód, który nas zawsze prawie spotyka po długiem niewidzeniu ukochanych, których zwiększamy w sercu naszem, aż do olbrzymich rozmiarów, przechodził pojęcie hrabinej, krwawił jej serce. Przygotowana do przybycia Ostapa, między nim a sobą stawiąc kolebkę dziecięcia, wyobrażała go sobie zawsze nieszczęśliwym, pełnym szlachetnych uczuć, smutnym i znękanym młodzieńcem; zdumiała się, spotykając chłodną posępność zobojętniałego człowieka, który na nią poglądał zimno, który jej odpowiadał pół słowy, i zdawał się nic nie czuć, a mało rozumieć.
— Mogłażem się tak omylić? — zawołała w duszy — nie, nie! to udanie! na dnie tej spokojnej głębi, tai się ogień, kryje uczucie bojaźliwe. Mógłże tak się odmienić, tak zestarzeć, tak zapomnieć?
I rozdrażniona zapomniała na chwilę o dziecięciu, zwróciła się ku niemu, spojrzała mu w oczy z bijącem sercem, a drżące jej usta, ciszej nieśmiało spytały:
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/67
Ta strona została uwierzytelniona.