brwi pełnomocnika, zasępiło wejrzenie i trochę się podniosłszy, sapiąc, zapytał:
— A pan czego?
— Mam tu list do pana.
— Ale ja jestem zajęty, po co było...
— To list od p. hrabiego.
— Od hrabiego, a choćby i od księcia — rzekł pan rządzca — można było poczekać.
— Niech no pan przeczyta rzekł Ostap — a przekonasz się, że nie mogłem czekać, aż pan mieć czas będziesz. — To mówiąc Ostap oddał list i nie pytając więcej usiadł na przeciwległej kanapie, przypatrując się pokojowi.
Pan Michał Suseł, gdyż jakeśmy wspomnieli, to było nazwisko pełnomocnego pana rządzcy, rozerwał pieczęć patrząc z pod oka na przybyłego i jego poufałe obejście się, począł czytać, zająknął się, połknął kilka razy ślinę, czegoś zbladł i odkładając papier na stronę. —
— Bardzo pana dobrodzieja przepraszam, — rzekł do Ostapa, — ale nie wiedziałem.
— Nie ma za co przepraszać, ja się wcale nie gniewam.
— Więc to pan przybywa?
— Ja przybywam dla objęcia rządu majątku i interesów; a że oboje wymaga niezwłocznej rady jak widzę z niektórych papierów, proszę więc pana, żebyś się zajął zaraz zdaniem mi wszystkiego.
Pan Suseł zmięszany już, podwójnie się i widocznie skłopotał; potarł czoło i jąkając się rzekł:
— A dobrze, a bardzo dobrze, chociaż — to widzi pan.
— Dotąd nic nie widzę.
— W istocie, nie jestem przygotowany.
— Będziemy sobie pomagali, — rzekł Ostap.
— Bo widzi pan, miałem u JW. hrabiego zupełne zaufanie.
— I spodziewam się, żeś go pan nie nadużył.
— Bóg widzi, widzi pan — pozwoli pan — za chwilkę będę mu służył.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/72
Ta strona została uwierzytelniona.