Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.

rów, to — co do części prawnej są w powiatowem mieście, a administracyjne, ekonomiczne, rachunkowe, to po rękach u oficjalistów.
— Ale są też i u pana?
— Wszak toby może na jutro — jabym pozbierać kazał.
— Przyznam się panu, że czasu nie mam i chwili do stracenia; jutro muszę jechać do miasta powiatowego. — Rządzca poskrobał się w głowę, spojrzał uważnie na Ostapa, chciał coś powiedzieć i umilkł.
— Tu bo widzi pan, w tem zawikłaniu, nim pan rozpozna stan rzeczy — od czegoż byśmy poczęli?
— Od czego się panu podoba, bylebyśmy zaczynali.
— Pan nie wie co to jest, to gmach.
— Ja to już trochę znam.
— A! to tem ci lepiej, tem lepiej! O! proszę pana, ja tu zdrowie nad tem straciłem, siły: wiek — ot — i tak! a teraz chętnie Bóg widzi, chętnie się zbędę i pójdę odpocząć.
Drzwi tylko dzieliły kancelarję od bawialnych pokojów; rządzca chrząknął mocno, raz i drugi, i z sieni wysunęła się bardzo ładniutka blondynka, dość strojna, która z uśmiechem powolnym i wabiącym, spojrzawszy na Ostapa, odezwała się srebrnym głoskiem, sznurując usteczka:
— Można pana dobrodzieja prosić na poziómki i herbatkę?
— Bardzo pani dziękuję, herbaty nie pijam, poziómek nie jadam, a my tu mocno jesteśmy zajęci.
— Ale na chwilkę, to nie oderwie na długo?
— Daruje pani, że jej odmówić muszę; interesa a nadewszystko cudze muszą iść przedewszystkiem.
— Pan bo nie łaskaw na nas, — dodał pan Suseł.
— Najmocniej przepraszam państwa, ale w istocie, godziny mam policzone i natychmiast musimy zająć się papierami.
Piękna blondynka dość chmurno i pogardliwie spojrzawszy na Ostapa, zakręciła się i szepnęła do męża: