Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja tu panom przyszlę, kiedy pan niełaskaw do nas. — To mówiąc wyszła.
— A więc zaczynamy, — naglił Ostap.
— Ot są papiery! niech pan sobie szczęśliwie zaczyna, — rzekł dławiąc się Suseł, i coraz z łagodnego tonu w groźniejszy wpadając.
— Bez pana nie chciałbym sam poczynać.
— Ot co darmo wodę warzyć, powiem panu otwarcie: pan tu przyjechał napróżno, bo tu już rady nie dać.
— Dla czego?
— Bo tu i człowiek co na tem zęby zjadł nie poradzi.
— Cóż więc będzie?
— Co? a co ma być? oczewiście majątek sprzedadzą i z torbami pójdą i po wszystkiem.
— Dawno pan rządzisz tu? — spytał go Ostap.
— Dla czego pan się o to pyta? lat dziesięć panie, ale to nie moja wina, ja robiłem co mi robić kazano.
— I dozwoliłeś pan na wszystko, nie starając się ani uwagą, ani radą życzliwą sprostować hrabiego; widząc ruinę nie usunąłeś się pan w czas?
— A mnie co do tego? mnie dysponowano, ja robiłem; a co potem, ręce umywam. Ja tu nic nie winienem.
— To się okaże.
— Co tu się ma okazywać? — zawołał pan Suseł; — nie ma nic i nie będzie nic.
— A zatem jak się panu zdaje, cóż ja mam robić? — spytał ironicznie Ostap.
— Rób pan co chcesz, a moja rada nie wdawać się w nieswoją rzecz, bo tu pan nie dojdziesz, ani początku, ani końca.
— Spróbujmy przecie, — rzekł Ostap, siadając za stół i klaskając w ręce. Każ pan zawołać rachmistrza, pisarzy i oficjalistów.
P. Suseł zastanowił się, popatrzał trochę, ruszył ramionami i idąc ku drzwiom, niepewnym głosem począł coś dysponować chłopcu, który się w progu ukazał z herbatą. Potem chodząc po kancelarji, przery-