Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/76

Ta strona została uwierzytelniona.

wanemi słowy, wpół do siebie, wpół głośno, mówił:
— Rób pan co chcesz! to nie moja wina, ja tu na włos nie chybiłem, moje sumienie czyste. Straciłem wiek, mniejsza o to — człowiek wyjdzie choć z torbami, ale z okiem niezaprószonem. Ja się nie boję, niech tu kto chce sądzi.
Powoli ustawało to mruczenie coraz niewyraźniejsze, i rządca chodząc głęboko zamyślony, a widząc, że Ostap poczyna papiery rozpatrywać, z przymuszonym uśmiechem odezwał się do niego:
— To pan taki myśli doprawdy?
— Doprawdy myślę się zająć i to zaraz; życzę i panu nie odkładając wziąść się do zdawania papierów i kasy.
— Kasy? — powtórzył Suseł — albo to pan myśli, że u nas jest kasa. Ja tu już nie pamiętam kiedy grosz widziałem.
— To dziwna — odparł Ostap — jednak tu u pana niedostatku nie postrzegam; bo i powóz widziałem porządny, i fortepian słychać, i w domu niczego.
— Cóż to pan myśli, że człowiek żyje i żył tylko z łaski pana grafa. Toć przecie moja żona Terliczówna z domu, i wniosła coś po sobie; a ja także nie z gołemi rękoma tu się dostałem. Jeszcze to łaska pana Boga jeśli swoje wyratuję, bo wszystko zahartowałem pomagając grafowi, a kto wie czy i za to, choć Bóg zapiać, powiedzą.
— Dajmy pokój żalom — rzekł Ostap wracając do rzeczy; — zaczynajmy robotę.
— Jak to widać, że panu nowina do tego się brać; czy to tak jak z płatka wywinął, wszystko zrobić? Tu to gmach panie, tu i miesiąc siedzieć mało żeby A, B, C, się nauczyć.
— Tem prędzej poczynać potrzeba.
— I przestrzegam pana że nie dojdziesz ni ładu ni składu, bo to chaos — co darmo, to darmo.
— To już wina pana, jeśli się tak interesa zagmatwały.
— Moja wina! ha! tak! tak? Pan mi grozi? No —