Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.

to zobaczymy co z tego będzie! Moja wina! — powtórzył burcząc pan Suseł — ja tu wyjdę czysty, nie wiem tylko jak kto. Ja panie, miałem zupełne zaufanie JW. grafa i służyłem mu lat dziesięć, to tak jednej godziny pójść z kwitkiem nie mogę. Ale to łaska pańska na pstrym koniu jeździ.
— To prawda panie, ale i wierność oficjalistów, często także na pstrym koniu ucieka. Do rzeczy panie, do rzeczy.
— Róbże pan sobie co chcesz — grubjańsko odezwał się Suseł — ja zaraz wyjeżdżam, i zobaczemy co tu pan sobie poradzi?
To mówiąc, zostawiwszy Ostapa samego w kancelarji, obejrzawszy się parę razy za drzwi czy go nie zawoła, rządzca wyszedł z pokoju trzaskając za sobą, i wprost udał się do żony siedzącej wedle zwyczaju za kanwową robotą.
— A co duszko! kiepsko! — zawołał wchodząc do saloniku przystrojonego w dywany, kwiaty, porcelanę i mahonie.
— No! cóż tam ten pan?
— A bierze się do kroćset djabłów zaraz do obrachunków, i chce mnie jak widzę pozbyć się kolanem.
— Ależ ty zawsze nie umiesz sobie dać rady, mój Michale.
— A jaka to rada?
— Nie dopuścić go.
— Pięknie? czemże to?
— Tysiąc sposobów: pozbyć się go z domu, papiery zamknąć, a pojechać do miasteczka, tam ci poradzą i sposoby znajdą.
— Aha! pozbyć się go! kiedy jak wlazł do kancelarji, to go i Jejmość nie potrafiła wyrwać ztamtąd. Cóż ja go za drzwi wypchnę, czy co?
— Z ciebie zawsze niezgrabiasz! — rzekła pani — co mnie do tego! Jak sobie pościelisz tak się wyspisz, ja zaraz wyjeżdżam.
— A to i ja z Jejmością.
— Po co?