konferencję z p. rządzcą ostatnią. Polakiewicz przy progu stanąwszy, założył ręce, i ze spuszczoną głową czekał rozkazów.
— Pan tu najdłużej zostajesz w tym skarbie — odezwał się Ostap do niego — od pana najwięcej nauczyć się mogę. Hrabia polecił mi go jako najwierniejszego swego przyjaciela, pomożesz mi do obeznania się z interesami i z ludźmi.
— Oj! kochany paneczku! — rzekł cicho Polakiewicz, wskazując wielkim palcem na drzwi — dużo tu mówić, dużo tu robić i dużo odrabiać.
— Jest co w kasie?
— U mnie od dawna nie ma kasy, odpowiedział wkładając okulary na nos p. Jacek; ale z percepty i rozchodu okazuje się, wedle moich wiadomości, że powinnoby się znajdować dwa złote groszy piętnaście. Oto książka! Od lat pięciu, nigdy w kasie razem pięciu złotych nie było, dodał z wyrazem.
— Gdzież się podziały pieniądze?
— Pan rządzca wcześnie je asygnował wedle potrzeby.
— Regestra przychodów.
— Formalne, powinny być u niego; u mnie są moje dla ciekawości mojej pisane: z nich się pan także cokolwiek nauczy, niech no pan tylko tę książkę przepatrzy. Tu każda rzecz zapisana po szczerości jak była.
— Dziękuję — rzekł Ostap biorąc księgę — zrobię z niej użytek. Spodziewacie się jakich przychodów w tej chwili?
— Na dobry ład powinnyby być — odpowiedział Polakiewicz; sprzedano świeżo z zapaśnych magazynów ostatnie, wynajęto flisaków.
— Pieniądze za flisów nie należą do skarbu.
— O! u nas panie, należą.
— A więcej?
— Cóż? wszak to kupcy las jeszcze rąbią.
— Może z góry zapłacili?
— Z kontraktu widać, że wypłacać mieli częściami.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.