Na te słowa wpadł pan rządzca zaperzony, czerwony, gniewny.
— Co tu pan słuchasz — zawołał, obracając się do Polakiewicza — tego starego trutnia: to próżniak, to darmozjazd; dawno go chciałem odpędzić, tylko hrabia miał litość nad nim. Będzie panu plótł duby smalone.
Stary spuścił oczy, i przywykły widać do podobnych wybryków, westchnął i zamilkł.
— Niech pan się mnie pyta — dodał Suseł.
— Cóż, kiedy mi pan odpowiadać nie chcesz!
— I owszem, i owszem; ale to daremna robota. Tu ja jeden tylko mogę dojść sprawy; niech pan sobie darmo nie pochlebia żebyś temu dał radę. Jeśli pan mnie chcesz posłuchać.
— Czas darmo tracim panie — przerwał Ostap — ja go nie mam nadto; życzę panu zająć się zdaniem zarządu, bo ja go zaraz obejmuję... Gdzie są papiery?
— To jest moja kancelarja.
Ostap poszedł do drzwi środkowych, zamknął je na klucz, zamocował okna, i dobywszy laku i pieczęć — rzekł do Polakiewicza — Każ mi pan podać świecę.
— Do czego? spytał Suseł.
— Kancelarję opieczętujemy.
— Tu są moje rzeczy i moje własne papiery.
— Rzeczy, może pan zaraz kazać zabrać: papiery tu pańskie znajdować się nie powinny; po rozpatrzeniu ich, zwrócą mu się.
Suseł wytrzeszczył oczy, chwycił się za czuprynę i pobiegł znowu do żony. Nim Polakiewicz przyniósł topniejącą łojówkę, już oboje państwo wbiegli do kancelarji, ale piękna blondynka zmieniona była gniewem do niepoznania; drżała, trzęsła się, a głos jej podniesiony, groźny, piskliwie drapał uszy.
— Co to pan myśli sobie! — krzyczała — zastraszyć nas czy co? zabierać! aresztować! pieczętować. Pan nie wiesz z kim masz do czynienia! Mój mąż nie jakiś tam ekonomina, któregoby można skrzywdzić bezkarnie; nam o honor nasz chodzi, nie o nasze kiepskie miejsce! Pan wiesz kto ja jestem? Ja jestem
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/81
Ta strona została uwierzytelniona.