Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/87

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zna pan, podpis Halperina w Berdyczowie? — spytał Ostap.
— Jak mój własny — rzekł Ciemierka — albo co?
— Bo to właśnie weksel na sto osiemdziesiąt tysięcy złotych, który resztę długów uspokoi — odparł Bondarczuk dobywając papier z pugilaresu i ukazując go zdumionym.
Wszyscy umilkli i gęste miny przyszłych licytantów majątku, znacznie zrzędły; Ciemierka mianowicie pochmurniał, zamyślił się. Ostap tymczasem chowając weksel, zapytał:
— Cóż? a zatem układamy się czy nie?
— Zapewne, że układamy się.
— I my! — dodali drudzy panowie, kołnierzykowy i parosolowy.
— A ja — płacę.
Na tem skończyła się pierwsza konferencja z wierzycielami, którzy po miasteczku roznieśli zaraz wieść o przybyciu nowego pełnomocnika z ogromnym pugilaresem wekslów i asygnat.
Ostap po ich odejściu rzucił się na krzesło, chciał spocząć, ale wierzyciele drugiej klasy, żydzi, otoczyli jego mieszkanie wnosząc całe torby kwitów, kwitków i rachunków. Tu stary Polakiewicz wyręczył skutecznie Bondarczuka; on tymczasem szybko powrócił do Skały, gdzie niemniej pilne czekały go zatrudnienia, a przedewszystkiem Michalinę uspokoić było potrzeba.
Pierwsze z nią krótkie widzenie się, nie dozwoliło Ostapowi, aby objaśnić jej stanu rzeczy, ani powiedzieć o niespodzianych, które przywiózł pomocach; nie śmiał nic obiecywać, niewiedząc co będzie mógł uczynić. Dziś spokojniejszy już, spieszył upewnić Michalinę, że nikt jej nie wygna z rodzinnego kątka; spieszył poradzić się z nią, jakby zaspokoić Hercyka, którego weksel musiał być użyty na zepchnienie najpilniejszych wierzycieli.
Po powrocie z miasteczka, pobiegł Ostap do pustego jak zawsze dworu, w którym zastał hrabinę w samotnym kątku jak wprzódy, z dziecięciem tylko. Śmielszy