Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.

na to z uczuciem, i chciała widać dojść, jakie wrażenie to dziecię czyniło na Ostapie: ale napróżno poglądała; oczy jego były spuszczone, on sam nieruchomy, nie wabił ku sobie dziecięcia, zdawał się go nie widzieć.
— Stasiu! chodź do mnie — szepnęła po chwili; — chodź do mnie! — Jakby obudzony temi słowy i przywołany do przytomności. Ostap uśmiechnął się boleśnie i odezwał:
— Radby się poznać ze mną, a boi się mnie jeszcze. Ja tak dzieci lubię.
— Czemu żeś się pan nie ożenił — spytała go Michalina.
— Właśnie, ożeniłem się — cicho odpowiedział, zwyczajnym głosem, bez wzruszenia Bondarczuk.
Na te słowa tak zimno wypowiedziane, hrabina nie umiejąc pokryć swego wzruszenia, wstrzęsła się i zamilkła na długo; widać było, że cały gmach jej marzeń runął od tego wyrazu; zebrała jednak całą moc duszy, i z uśmiechem przymuszonym, ze spuszczonemi oczyma, mówiła dalej:
— A! wszak dotąd nie wiedzieliśmy o tem; ja nawet nie powinszowałam panu. Pan się pozwoli spytać, któż to jest, kto jest ta...
— Moja żona — rzekł Ostap — jest chłopką jak ja.
Michalina wzięła się za głowę, głosu jej zabrakło i nagle wstając: — Pozwolisz mi pan odejść, trochę mi słabo, głowa mnie boli.
Ostap zniknął.
Trzebaż malować stan duszy Michaliny?
Ona dotąd wierzyła w przywiązanie, w niezachwianą miłość tego człowieka, który żył na pustyni z myślą o niej, z pamiątką kilku godzin przeszłości; ta wiara trzymała ją przy życiu, była podstawą wszystkich jej marzeń, jedynym węzłem co ją łączył ze straconą, a drogą młodością — tej wiary wyrzec się musiała. On się ożenił, a więc ukochał inną; nie był takim, jakim go sobie wyobrażała, wiernym i milczącym w cierpieniu człowiekiem; ale pospolitem stworzeniem, które dziś kocha, zapomina jutro, i mieni się nie umiejąc