Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.

Kilku obłąkanych jeszcze się silili, pomimo reszty, dokazać swego; ale tłum opamiętywał się już powoli, popychano się łokciami, odtrącano na bok upartych, jedni drugim poczęli odbierać topory i cepy, i kołem wszyscy otoczyli Ostapa.
— Co to jest? — mówił do nich Bondarczuk — czego przyszliście tutaj jak zbójcy! Wiecie wy coście zrobili? wiecie wy co to jest wyrzec się sprawiedliwości i samym ją sobie robić? cóż to? czy nie ma sprawiedliwości na świecie, żebyście ją sobie przeciw prawu robili, burząc się jak dzieci swawolne?
— A nie ma! nie ma sprawiedliwości! — odpowiedział stary Jakim, podnosząc pięść groźną — myślicie żeśmy sto razy nie szli na skargę do pana? Odesłał do rządcy; odesłał do ekonoma! Dobra sprawiedliwość! a to nasz cięmiężyciel i łupieżca.
— Póki cierpieć było można, cierpieliśmy, dopóki stało sił robiliśmy; kiedy Bóg i ludzie o nas zapomnieli, cóż robić — trzeba zostać rozbójnikami. Zabijem gadzinę, niech i z nami będzie co chce.
— I to ty stary, siwy, coby cię wiek rozumu powinien nauczyć, tak mówisz Jakimie! — rzekł Ostap. — Wstyd! wstyd! tobież-to psuć własną sprawę. Alboż to przyczyna wam, źle robić, że drudzy źle robią; i że oni niesprawiedliwi są, wy chcecie gwałt czynić nad niemi?
— Chcemy i zrobimy! — zawołali niektórzy — niechaj bestja pocierpi choć. — I ruszyli się znowu do drzwi.
— Słuchajcie — rzekł Ostap — a potem zrobicie, nie jak was szatan natchnął i źli ludzie, ale jak wam pan Bóg przykazał. Ja jestem chłopem jak wy, cierpiałem jak wy, i znam co cierpieć można.
— Ty nie wiesz co oni nad nami robili, jak przewodzili.
— Dajcie mi mówić: powiecie potem, a ja wam ręczę, że to bezkarnie nie ujdzie. W każdym kraju jest opieka, sąd i prawo dla wszystkich; tam znaleźlibyście sprawiedliwość gdybyście jej cierpliwie szukali;