Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

112
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

pować miały. Nie było to jeszcze ruiną, ale co chwila nią być mogło. Szezególniéj część pałacu zamieszkana przez hrabiego, który wcale o utrzymanie jéj nie dbał, pokoje paradne, gdzie rzadko kogo przyjmowano, część dolnego piętra, pustką już pachniały. Kątek tylko od ogrodu saméj pani i jéj córki, świeżéj nieco wyglądał. W ogóle gmach był smutny, niezamieszkany, a ludzie po nim snujący się starzy, zwiędli, zmęczeni, jakby pod ciężarem jakiegoś złowrogiego przeczucia chodzący.
W ogrodzie hrabiny było nieco weseléj, ale ten krył się głębiéj za pałacowemi mury, i w miarę oddalenia coraz był puściejszy. Po za klombami drzew starych krył się tam domek maleńki, w którym przemieszkiwał Żółtowski, w miejscu osamotnioném i posępném. Sama budowa mimo swéj wielkości błyszczała tylko z daleka; z blizka zdradzał się stan jéj półruiny połatanym białemi gontami dachem, kilku już zamkniętemi na wieki okiennicami zastępującemi okna, porysowanemi murami i tynkiem dawno nieodświeżanym.
Dodajmy, że droga wiodąca do ganku była nie oczyszczona i chudą zieloną porastała trawką, a jeszcze chudszemi chwastami. Na widoku, z boku u wnijścia w sieni, stał szkielet drewniany jakiejś ogromnéj projektowanéj machiny hrabiego, z mnóztwem kółek, pałek, walców i bloków okrytych pyłem od dawna. Było to coś tak mądrze skomplikowanego, że na pierwszy rzut oka niepodobna domyślić się było, do czegoby to kiedy służyć mogło.
Stosunki hrabiego z sąsiedztwem były bardzo zimne i wcale nierozgałęzione: gość rzadki, życie niby pańskie i wystawne, ale ubogie i niewygodne w istocie.