Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

132
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

drzwi za nim zamknęły, Herman ramionami ruszył, bratowa udała, że nie widzi. Chwilę milczeli.
— Musisz się, kochana bratowo — rzekł po przestanku Herman — domyślać, że ja tu darmo nie przybyłem do was, po tylu latach niewidzenia. Jestem otwarty i szczery, nie lubię komplementów, i nie mówię ich nigdy: powiem ci od razu, że się nie mylisz. Miałem powód do téj podróży. Człek starzeje, upada, nie wie co go czeka; im starszy, tém robi się nudniejszy dla drugich i samemu ciężéj na świecie. Szczególniéj od niejakiego czasu źle mi bardzo. Pomyślałem, że trzebaby rozruszać machinę, podkurować się. Doktor mi radzi morskie kąpiele; pojadę do Odessy, może i do Krymu: mówią, że to ładny kraj. Ale znowu tyle znam życiu i siebie, że wiem, jak to niebezpiecznie, sił mając mało, starać się o zdrowie, wychodząc ze swoich obyczajów. Albo starosta, albo kapucyn: mogę powrócić zdrowszy, a mogę tam gdzie i zostać. Nie chciałbym po sobie ludziom kłopotu zostawiać. Słyszałaś pewnie, wiesz, że miałem dziecię. Zdarzyło mi się, co się nikomu nie trafia, że nie śmierć mi je porwała, nie Bóg, ale ludzie. Nieszczęście dla mnie, głupstwo dla tego biedaka. Dziś sam nie wiem czy mam syna....
Wtém postrzegłszy na twarzy hrabiny pomieszanie, wywołane głosem, jakim to mówił, przerwał nagle.
— Powiem ci krótko: zrobiłem testament, chcę go w twoich ręku zostawić.
— W moich?
— Tak jest. Widzisz sama, że bratu nie mogę, boby w papier jakąś machinkę obwinął, gdyby mu pilno było...