Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

133
JASEŁKA.

— A! i ty się z niego śmiejesz! rzekła hrabina z wyrzutem,
— Nie, ja się lituję nad nim, choć to ta bieda mieści z sobą razem i pociechę: nikt się tak nie bawi jak monomani tego rodzaju. Ale niemniéj to choroba...
— Mój bracie, przerwała Marya: zawsze to wyższy umysł oznacza...
— Jeśli nie zdziecinnienie umysłu... odparł nieubłagany Herman. Darmo go uniewinniać. Kiedy człowiek byt swój, żony i dziecka takim głupim fantazyom poświęca, trudno w bawełnę obwijać jego fiksacyę...
— Jesteś uprzedzony! żywo zawołała hrabina — a dla mnie to boleśnie słyszeć. Ludzie sądzą z daleka niesłusznie. Nie ma troskliwszego męża, lepszego ojca, czulszego nadeń człowieka; ale to człek ciężkiéj pracy i głębokiéj myśli, w drobnostki wchodzić nie może, nie ma na to czasu. Jeśliśmy trochę na interesach podupadli, to wina tylko mojéj nieudolności, bracie, mojéj nieumiejętności zajęcia się tém, mego dzieciństwa...
Herman ruszył ramionami.
— Ale to tak jest! powtórzyła Marya gorąco.
— Czyżby ci się czém zająć pozwolił?
— On! mnie! ale to najlepszy, najpowolniejszy z ludzi!
— No, niech będzie najlepszy i najpowolniejszy, rzekł Herman; ja, choć go kilkanaście lat nie widziałem, znam dobrze. Wracam do mojego. Przywiozłem ci testament i w twoje złożę go ręce; sam pojadę spokojny do Krymu: oto cały mój interes.
Myśl ścigania syna, do któréj przyznać się nie chciał, przyszła mu nagle; żywo ją wziął do serca,